Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/311

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A jest ona tam po drugiej stronie stawu, ta karczma cała czarna, mimo czerwonej jasności słońca.
Janek drogę tę od lat trzydziestu zna.
Zmienił ją tylko od chwili ożenienia. Trzeba bowiem było ze dworu do karczmy właśnie koło chaty iść, chaty, którą mu jaśnie pani dała, kiedy Warkę z garderoby wziął i z „werczem“ do dworu przyszedł.
Pani chatę i Warkę dała, ale Warka darła się o wódkę z Jankiem i zaraz na próg chaty wypadała, za poły surduta chwytała i zawodziła het jak suka, gdy jej szczenię odbierają.
Wiedziała Warka, że jaśnie pani ma tego pijaństwa Jankowego dosyć i lada chwila go z kredensu wygna precz.
Tembardziej, że Janek nie pił całe miesiące i tylko gdy gość się zjawił, wnet do karczmy pędził i za siwuchę chwytał.
A przecież trzydzieści lat już w Horodyszczu przetrwał, służąc wiernie, nieposzlakowanie uczciwy, pełen ary-