Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krzywe i popaczone. Okiennice te były od wewnątrz śrubą ujęte.
Kelner palcem na okno wskazał:
— O!
Lecz żydówka wykrzywiła się ze złością.
— Ty, panie Marciński, palcem nie pokazuj! Ty mi policyę jeszcze naprowadzisz tym palcem!
Do sionki wchodowej zwróciła się, lecz stanęła nagle jak wryta, na widok myszurysa drzemiącego na klocku wśród porozrzucanych wiórów.
— Jojne! Jojne!
Jojne, rudy, mały, pokręcony, z sześcioma palcami u lewej ręki, prawdziwy „rarytas“ hotelowy, porwał się na równe nogi.
— Schlufst du?
— Naaa! schlaf i nit!...
Lecz właścicielka napadła nań, sypiąc gradem obelżywych wyrazów. Leniwiec, próżniak, drogę gościom zawala i nie wie nigdy co się w numerach dzieje.