Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jeśli nie był sam — pociągał gwałtownie swego towarzysza i przechodził na drugą stronę ulicy.
— Dlaczego to robisz? — pytał towarzysz — patrz, idzie Morelka, przywitasz się z nią... może mnie przedstawisz?
Irek brwi marszczył, głowę odwracając.
— Dziwny jesteś — odpowiadał — nie wiesz, że oddawna nie znam tej pani?
Lub zapuszczał się dalej w efronteryę, mówiąc junacko:
— Witać się z nią? cóż znowu, przecież ja nie mogę się tak kompromitować!
Przechodził szybko, głowę do góry niosąc, z ustami wydętemi pogardliwie, ironicznie — pogwizdując jakąś urywaną melodyę.
Aktorka tymczasem szła powoli, nie przypuszczając, że po drugiej stronie chodnika szedł człowiek — rzucający na