Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/095

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uważającego jadalnię rodziców za przedłużenie lokalu knajpowego. Jeden tylko ojciec umiał poskromić tę ohydną zuchwałość. Przy nim Kundel zapinał na piersiach koszulę, schodził do obiadu o właściwej porze i zamieniał tradycyonalne pantofle na głębokie kalosze. Gdy spodziewano się gości, Kundel obcinał paznogcie u lewej ręki i usiłował zaprowadzić porządek we włosach. Był to rozkaz ojca, rozkaz wypowiedziany dobitnie, urywanym suchym głosem.
Głos ten oddziaływał na chłopca przynajmniej drobiazgowo i pozornie.
— Stary ma fajgle, trzeba go nabrać!
A „nabierania“ tego, więcej aniżeli zwykłej zuchwałości bała się szczególniej matka.
Kundel bowiem, znając słabą stronę ojca, gdy zbyt wiele narobił długów i za często był proszony do cyrkułu — stawał się nagle melancholijny i uczuwał potrzebę poprawy. Pragnął wtedy czystej bielizny, mydła, książek naukowych i trochę szacunku ludzkiego.