Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To się wie — dorzucił Julusiek — pan zbijasz bąki jak jaki radca. Nic pan w lufciku nie wystoisz! Jeszcze panu oko spuchnie!
Pan Wentzel powoli odwrócił się i zbliżył do stołu. Na twarzy jego malowała się smutna rezygnacya. Usiadł na krześle i unikając spojrzenia w twarze chłopców, rozpoczął wykład:
— Wiecie, że Samson był bardzo silny, wiecie, że gdy oparł się o kolumny świątyni, ramionami wstrząsnął, kolumny w gruzy się rozsypały i dach cały runął....
— Albo to prawda — przerwał Julusiek, uśmiechając się sceptycznie.
Maryan poprzestał na ironicznem wzruszeniu ramionami.
Pan Wentzel ciągnął dalej:
— Dach cały runął, przygniatając zgromadzone tłumy. W ten sposób więc nieprzyjaciele Samsona...
— E! to taka prawda jak to, że Ewa jabłko zjadła... — przerwał znów Julusiek.
— Pokonani zostali... — brzmiał głos nauczyciela.