Strona:PL Gabriela Zapolska - Żabusia. Dziewiczy wieczór.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak te róże pod twemi oczami, uwiędło szczęście życia mojej wnuczki!...

Janka. Więc ja się miałam poświęcić? broniłam się!...

Babunia. Nie broniłaś, nie... mściłaś się... wiedziałaś, że twoje szczęście już do nieobronienia! w tej chwili wyjdziesz ztąd, potem ja cię wyszlę do Genewy, idź na studya a nas zostaw w spokoju.

Janka. Ja nie chcę!

Babunia. Pytać się nie będę, pomówię z twoją matką a teraz idź ztąd! (przerywa się menuet). Panienki, czuję się zmęczoną, tańczcie same, darujcie ale jestem stara (do Janki). Idź ztąd.

Janka. Pójdę! (z ironią) zostawię was w trzynaście.

Babunia. Nieszczęście, które nam przyniosłaś, zostanie z nami i będzie czternaste... (do panienek). Panienki, Jankę głowa boli — służąca ją odprowadza do domu, pożegnaj się, Janiu!

(Janka blada ze wzruszenia, Julia gra walca, panienki zaczynją tańczyć bardo powoli z wielkim wdziękiem; Janka kłania się zdaleka matce i wychodzi).

Frania (przybiega). Chodź, Tosiu, tańczyć — taki walc, to tak kołysze, tak uspakaja.

Babunia. Idź, Tosiu, idź!