Strona:PL Gabriela Zapolska - Żabusia. Dziewiczy wieczór.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Julia. Co za niedorzeczność. Meble pękają, nic więcej...

Frania. A ja wierzę, że nie, panno Julio. Panią medycyna czego innego nauczyła! a mnie moje nieszczęście czego innego. Ja chcę wierzyć, że on mnie widzi! (pukanie do okna). Och! (dziewczyny się tulą jak stadko owiec do siebie).

Muszka. Nie otwierajcie!...

Józia. Co za nonsens! duchy będą po ulicach chodzić (biegnie do okna, przez które ktoś wrzuca całe masy białego bzu i lilij). No to chyba zrobił ktoś żyjący, patrzcie — bzy.

(Dziewczęta biegną i podnoszą śmiejąc się i ubierają się w kwiaty).

Tosia. To on, Władek to zrobił nikt inny!

SCENA XII.
Też same, BABUNIA, MATKA, później JANKA.
(Panienki biegną i witają się całując panie po rękach — chwilę trwa zamieszanie, wchodzi Janka).

Janka (ubrana biało). Przychodzę w porę? widzę właśnie trzynaście osób.

Mysia. A! Tosina sukienka! Janka ma Tosiną sukienkę...

(Chwila milczenia).