Strona:PL Gabriela Zapolska - Żabusia. Dziewiczy wieczór.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Muszka. E nie!

Józia. Gadaj!...

Muszka. Był sokołem i nosił takie piórko u czapki, to tak ślicznie.

(Śmieją się wszyscy).

Tosia (do Frani cicho). Jaka ty dziś jesteś blada, Franiu!

Frania. Nie zważaj na to...

Tosia. Ja wiem, wiem co ci jest, ty sobie przypominasz śmierć twojego narzeczonego i bardzo ci smutno, prawda... (Frania milczy). Ja to teraz dopiero rozumiem, Franiu, jakie to musiało być dla ciebie straszne, mnie się zdaje, że gdyby tak pan Władysław zmarł, tu jabym go nie przeżyła.

Frania. Musiałabyś go przeżyć, to trudno!

Tosia. On mnie tak kocha! patrz napisał do mnie list i pisze „ty moje słonko“.

Frania. Mój do mnie tak samo pisał.

Mania. Ale jutro w kościele pamiętaj pociągnąć mnie za sobą, jak będziesz odchodzić od ołtarza.

Lili. I mnie pociągnij!

Muszka. Tosiu i mnie pociągnij!

(Dzieci wołają „także i mnie“).

Józia. Co i was, bębny? za mąż się im śpieszy. A do elementarza. Ale to pamiętaj, Tosiu, że twoja ręka podczas wiązania stułą musi być na wierzchu; pamiętaj, inaczej on będzie nad tobą przewodził całe życie.