Strona:PL Gabriela Zapolska - Żabusia. Dziewiczy wieczór.djvu/013

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SCENA II.
BARTNICKI sam, później MANIEWICZOWA
(ściemnia się).

Bartnicki. A! a!... koty dwa ... Ściemnia się a Żabusia nie wraca. Już dziś nie pójdę na czarną kawę do cukierni, bo będzie zapóźno... szkoda... ciekawy jestem co się dzieje we Francyi. Czy Arton już przyjechał? Kto jest na liście panamczyków!... Ciekawe bardzo, jak Boga kocham!... Żebym choć kuryera mógł przeczytać, ale boję się poruszyć, żeby się dziecko nie rozkrzyczało...

(Przez drzwi z lewej wchodzi Maniewiczowa, owinięta szalem).



Maniewiczowa (wesoło). Dzień dobry sąsiedzie!

Bartnicki (zażenowany). A!... pani daruje.. ale moje ubranie domowe...

Maniewiczowa. Cóż znowu? sąsiedzi?... wszak pan widzisz, że i ja przychodę w domowem ubraniu. Zresztą jest tak ciemno, że nie widzę nawet kostyumu pana.

Bartnicki. Niechże pani siada.

Maniewiczowa. Chętnie, przychodzę dotrzymać panu towarzystwa. Wychodziłam przed chwilą i spotkałam Żabusię... prosiła mnie, ażeby przyjść i zabawić pana. Co za