Strona:PL Gałuszka Biesiada kameleonów.pdf/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szli tak wolno przez gliniaste błota,
a z chmur brudnych ściekał, jak z rzeszota
deszcz — —

Przyszliśmy w pewnej chwili aż pod czarny wóz,
który ubrany w wieńce czarną trumnę wiózł:
w ciężkiej żałobie szło osób kilkoro
jak zwykle — —
(ludzie się wtedy pod ramiona biorą,
głowę spuszczają wdół —)
Widziałem jak po sprychach karawanu kół
ciekło gliniaste błoto — —
Szliśmy długo w cmentarne wierzeje,
przez drzew nagich rozmokłą aleję,
sieczeni w twarz wichurą lodową i słotą — —

Wreszcie cmentarz: Trumnę złożono na mary —
wieńce na trumnę — — jakiś pan stary
żegnał ją mową — — Głowy odkryto —
deszcz lał na tę głów gromadę zbitą,
ściekał po wieku trumny przez wieńce, przez wstęgi,
na których w złote litery
złożono ostatnie miłości przysięgi — —

Jakiś smutek, jakowyś żal szczery
na duszę się kładł,
ten smutek, co w ostatniej przysłudze
szedł za trumną w wichrze i szarudze
poprzez mglisty, omroczony świat — —

Dziś deszcz się rozlał szeroko — daleko,
chmury brudne zsunęły się wdół:
ponad miastem bez końca się wleką,
jakby tkacz-wiatr szare płótno w nieskończoność snuł — —

Mrok jakowyś padł na duszę,
mrok — zda się — ten sam
kiedyśmy szli w zawierusze —
w tej szarudze bezlitosnej,
popołudniem wczesnej wiosny
do cmentarnych bram — —