Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Widma wojny.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czarująca kobieta!
— Zachwycająca! Prawdziwie wyjątkowa istota. Ogromnie wykształcona, przytem natura nawskróś artystyczna. Prześlicznie śpiewa, a maluje po mistrzowsku.
Fabrykant rozmawiał z hrabią, a wśród brzęku szyb dyliżansu, słychać było od czasu do czasu pojedyncze słowa: kupony... weksle płatne... premia... termin...
Loiseau zwędził był w oberży talię starych kart, które od pięciu lat walały się po zatłuszczonych stołach i oto zabierał się z żoną do partyjki.
Siostry Miłosierdzia odmawiały długi różaniec równocześnie zrobiwszy znak krzyża. Nagle wargi ich zaczęły się poruszać, coraz szybciej i szybciej, niewyraźnie mamrocząc pacierze, jakby na wyścigi. Od czasu do czasu całowały medalik, ponownie się żegnały i znów mamrotały pospiesznie i bez przerwy.
Cordunet siedział nieruchomy, pogrążony w myślach.
Po trzechgodzinnej jeździe Loiseau odłożył karty: — Głód zaczyna dokuczać — oświadczył.
Zona sięgła po pakiet, obwiązany sznurkiem i wydobyła kawał zimnej cielęciny. Starannie rozkroiła pieczeń w cienkie plastry, poczem oboje zabrali się do jedzenia.
— A może my także coś zjemy? — spy-