Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Widma wojny.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

minutach bylibyśmy pojmani, uwięzieni i zdani na łaskę żołnierzy.
Miał słuszność; odpowiedziano też milczeniem. Panie mówiły o toaletach; czuć jednak było pewien przymus w rozmowie i zachowaniu.
Nagle na drugim końcu ulicy ukazał się oficer. Na bezkresnem tle śniegu rysowała się jego smukła sylwetka; cienki w pasie jak osa, w chodzie szeroko rozstawiał kolana, jak często czynią wojskowi, nie chcąc zabłocić starannie glansowanego obuwia.
Przechodząc złożył ukłon paniom, lekceważące spojrzenie rzuciwszy mężczyznom, którzy zresztą mieli dość taktu, by się nie ukłonić, jakkolwiek Loiseau wykonał już ruch, jakby zamierzał zdjąć kapelusz.
Gałka łojowa poczerwieniała wyżej uszu, a trzy kobiety zamężne uczuły się głęboko poniżone, że żołdak ten spotkał je w towarzystwie dziewczyny, z którą obszedł się tak brutalnie.
Zaraz jednak zaczęły mówić o jego wyglądzie, postawie i twarzy. Pani Carré-Lamadon, która znała wielu oficerów i mogła mówić, jako znawczyni, wydała o nim sąd wcale korzystny; żałowała nawet, że nie jest francuzem, bo byłby ślicznym huzarem, za którym szalałyby wszystkie kobiety.
Powróciwszy do hotelu nie wiedziano już co począć. Błahostki wywoływały ostre uwagi —