Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Widma wojny.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiało na promienie zachodzącego słońca całą piramidę z czerwono krytych domów, których fasady również białe i przytem tak różnorodne były, że zdawały się składać z wszystkich odcieni.
A niebo ponad Alpami rzucało samo prawie że białą niebieskość, zupełnie jak gdyby śnieg się nią zabarwił. Lekkie, srebrzyste chmurki krążyły około białych szczytów, a z drugiej strony zatoki rozciągała się tuż nad brzegiem wody położona, podobna do nitki rzuconej między morze í góry Nizza. Dwa duże żaglowce, pchane silnym wiatrem zdawały się ślizgać po morzu.
Podziwiałem ten obraz z pełnym zachwytem. Był to widok tak słodki, tak rzadki, tak upajający, że zapisywał się w pamięci człowieka jak niezatarte wspomnienie. Człowiek patrzy, myśli, cierpi, oddaje się miłosnemu upojeniu wzrokowemu.
Kto umie czuć przez wzrok, ten doznaje tej samej głębokiej rozkoszy przez patrzenie na rzeczy, istoty, jak człowiek obdarzony subtelnem nerwowem uchem, gdy mu muzyka serce opanowywa.
Odezwałem się do mego przyjaciela Martiniego, czystej krwi południowca:
— Patrz pan! oto mamy jedno z najsubtelniejszych widowisk, jakie kiedykolwiek zdarzyło mi się oglądać. Widziałem górę św. Michała, tego