Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Widma wojny.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przychodziło mu do głowy a równocześnie rósł strach przed następstwami i odpowiedzialnością. Czeka go rozstrzelanie! Zimny pot nań wystąpił, począł dzwonić zębami i podniósł się wystraszony, nie mogąc wytrzymać w pościeli.
Zeszedł do kuchni, wyjął z szafy flaszkę z wódką i wrócił na górę. Wypił dwa pełne kieliszki, które podniosły jeszcze stan dawnego upojenia, nie zmniejszając jednakowoż uczucia strachu. „A tom sobie ładnej historyi narobił — ja stary głupiec!“ — mruczał gniewny.
I jeszcze raz rozważać zaczął i rozbierać całą tę przygodę ze wszelakich stron i szukał jakiegoś wyjścia, jakiegoś wybiegu czy podstępu. Od czasu do czasu zwilżał sobie suche wargi potężnym łykiem wódki, ażeby sobie dodać odwagi.
Ale nic zgoła nie umiał wymyślić.
O północy zaczął jego pies folwarczny, z gatunku pół-wilków, ujadać jak wściekły. Starego przeszły ciarki i za każdym razem, gdy zwierzę ponawiało swe niemiłe wydłużone odgłosy, wstrząsał nim nowy dreszcz trwogi.
Rzucił się na krzesło. Nogi mu zdrętwiały, nie mógł wstać i z drżeniem czekał, czy pies nie zacznie na nowo skowyczeć, poczem za każdym razem na nowo strach go opadał.
Wielki zegar stojący uderzył piątą. Pies ciągle jeszcze się nie uspokajał i przyprawiał starego o szaleństwo. Ten wkońcu podniósł się, ażeby