Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Widma wojny.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dziarsko dotrzymywał mu towarzystwa, ku wielkiej radości obecnych.
Czerwony był jak pomidor, oczy gorzały mu, ale pił bez przerwy, trącał się i mruczał „na twoje zdrowie“! A Prusak spuszczał do gardła, nie mówiąc ani słowa, szklankę po szklance.
Były to zapasy, walka i zemsta! Jeden drugiego usiłował przemódz i pokazać, że więcej potrafi znieść aniżeli drugi. Po wypróżnieniu litra obaj byli kompletnie pijani. Ale żaden z nich nie uznawał się za zwyciężonego.
Wyszli razem oparci o siebie z postanowieniem ponowienia próby dnia następnego.
Chwiejąc się wyszli na gościniec i kroczyli zwolna około fury z gnojem, ciągnionej przez dwa konie.
Śnieg zaczął padać a bezksiężycową noc rozjaśniła cokolwiek biel, która wprędce okrywać zaczęła pola. Przejmujące zimno ogarnęło obu mężczyzn i podniosło ich stan podniecenia. Święty Antoni był zły, że nie pokonał przeciwnika, zabawiał się potrącaniem go w plecy, tak aby się staczał do rowu. Tamten uchylał się od potrącań, cofając się, przyczem za każdym razem rzucał kilka gniewnych słów w języku niemieckim, co chłopa pobudzało do głośnych wybuchów śmiechu. W końcu Prusak rozgniewał się i gdy go Antoni znowu zepchnąć usiłował, odwzajemnił mu