Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Widma wojny.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Żołnierz, który z tego wszystkiego tyle tylko zrozumiał, że go zachęcają aby dalej jadł, śmiał się z miną zadowoloną i pokazywał na migi, że ma już dosyć.
Wówczas święty Antoni całkiem już poufale poklepał go i zawołał:
— Moja świnia ma już dosyć!
I nagle zaczął się dusić ze śmiechu — sponsowiał na twarzy, jak gdyby go miała trafić apopleksya i nie mógł słowa z siebie wydobyć. Przyszedł mu na myśl projekt tak komiczny, że nie mógł się powstrzymać od wesołości.
Oto moja świnia —przedstawiał go służbie, a służący wybuchali również głośnem chichotaniem.
Był tak dobrze usposobiony, że kazał przynieść wódki i częstował wszystkich. Trącano się także z Prusakiem, który pragnąc się okazać miłym i grzecznym i zaznaczyć, że mu świetnie smakuje mlaskał językiem. A święty Antoni krzyczał mu do ucha:
— A co, czy to nie doskonałe? Pij jakbyś był u siebie moja świnio!
Od tej chwili święty Antoni nie wychodził z domu bez swego Prusaka. Teraz miał już sposobność, mógł się na wrogu mścić z całą złością i tchórzowstwem, jakie były jego udziałem. A cała okolica, która ze strachu prawie kuliła się, śmiała się poza plecyma zwycięzców z tych awantur i żartów, które święty Antoni wyprawiał. I rze-