Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Widma wojny.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Boże miłosierny! Komendancie, toż to kobieta!
Nie mogę państwu opisać uczucia, bolesnego przerażenia, które mię opanowało w tej chwili. Słowom żołnierza nie chcąc dać wiary, ukląkłem w śniegu, przed tą masą krwawą, bezkształtną...
Była to rzeczywiście kobieta!
Żandarmi, przestraszeni, stali obok mnie, oczekując w milczeniu dalszych rozkazów.
Lecz nie wiedziałem co myśleć, ani co czynić należało...
Wreszcie, jeden z żandarmów powoli mówić począł:
— Może szukała swego syna. Pewnie chłopak służy w artyleryi, a ona żadnych nie miała o nim wiadomości.
A drugi na to:
— Tak, zapewne tak było!
A ja, com nie jedną już w życiu widział rzecz okropną, głośno zapłakałem...
W obliczu tej umarłej, wśród mroźnej nocy, na tej ciemnej równinie, wobec tej tajemnicy, tej kobiety, nieznanej nikomu a niewinnie zamordowanej, odczułem całe znaczenie wyrazu i „Groza“.
Temi słowy jenerał G. zakończył swe opowiadanie.