Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Widma wojny.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



Mrok nocy letniej powoli spływał na ziemię...
Panie pozostały w salonie, mężczyźni rozmawiając i paląc cygara siedzieli przed willą, naokoło okrągłego stolika, na którym stały filiżanki i kieliszki.
Opowiadano właśnie o strasznym wypadku, który zdarzył się dnia poprzedniego. W rzece toczącej swe fale tuż naprzeciwko, utonęło pięć osób. Trzy kobiety i dwóch mężczyzn pochłonęła głębia, w oczach licznych gości, z których nikt nieszczęściu tem u zapobiedz nie zdołał.
— Tak, — rzekł jenerał G. — to bardzo smutne, ale me przejmuje grozą. Taki wypadek wzrusza, przeraża, wstrząsa całem jestestwem człowieka, nie pozbawia go jednakowoż rozumu. Na wywołanie uczucia grozy nie wystarcza wruszenie duszy ani nawet widok umarłego, który zginął śmiercią męczeńską; tu w dodatku trzeba dreszczu, spowodowanego czemś tajemniczem, lub jakiegoś nadzwyczajnego nienaturalnego przerażenia. Człowiek konający, choćby w okolicznościach najstraszniejszych, nie wzbu-