Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cował zajęcia człowieka dobrze wychowanego od ranka do wieczora.
Wszystkie szczegóły subtelnie podchwycone, składały się na sylwetkę niezrównanie komiczną. Przed oczyma przesunął się taki pan, ubierany przez lokaja, rzucający następnie swemu fryzjerowi kilka idei ogólnych, podczas rannej przejażdżki wypytujący stajennych o zdrowie koni, przechadzający się później po alejach Lasku z jedyną troską składania i odwzajemniania ukłonów, spożywający śniadanie obok żony, której nie ma nic do powiedzenia po wymienieniu listy osób spotkanych na przechadzce; wieczorem odwiedzający salon po salonie, celem odświeżenia umysłu w obcowaniu z podobnymi osobnikami, zasiadający do obiadu u jakiegoś księcia, gdzie się omawia sytuację Europy, wreszcie kończący dzień w foyer baletu czy opery, by nieśmiałe pretensje światowca zaspokoić w sposób niewinny iluzją miejsca zdrożnego.
Sylwetka była tak trafna, a ironja w niej zawarta tak nieobraźliwa, że odpowiedziano śmiechem ogólnym.
Księżna, wstrząsana trochę krępowaną wesołością osoby otyłej, dyskretnemi drgawkami potężnych piersi przejawiała swą wesołość. Wreszcie oświadczyła:
— Nie, doprawdy, to takie zabawne, skonam chyba ze śmiechu.
Bertin mocno podniecony, odrzucił:
— Och pani! w wielkim świecie nie umiera się ze śmiechu. Wszak śmiech jest tu zaledwie dostrze-