Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czyznę do stanu psa ulicznego, dyszącego żądzą pijaną.
— Ostatecznie, tem gorzej dla niej; jednak ją miał, posiadał. Może sobie wycierać ciało i odpowiadać mu zuchwale niczego jednak zmazać nie zdoła, a on ją zapomni i rzecz skończona. Istotnie, ładnie byłby się uwikłał z taką kochanką, co kapryśnemi ząbkami pięknej kobiety byłaby zagryzła jego życie artystyczne.
Miał ochotę świstać, jak to zwykł czynić w obecności swych modelek; czując jednak potęgujące się rozdrażnienie, a obawiając się popełnić jakieś głupstwo, skrócił posiedzenie, pod pozorem jakiegoś rendez-vous. Żegnając się na odchodnem, czuli się wzajem bardziej obcy i dalecy, niż owego dnia, gdy po raz pierwszy zetknęli się u księżny de Mortemain.
Natychmiast po jej odejściu włożył kapelusz, zarzutkę i wyszedł. Słońce zimne, na niebie błękitnem, przesłoniętem mgłą, rzucało na miasto światło blade, trochę nieszczere i smutne.
Po długiej przechadzce, krokiem szybkim, zirytowanym, gdy biegnąc prosto przed siebie, niejednokrotnie potrącał przechodniów, wściekłość ku niej rozpylała się zwolna w żale i smutki. Raz jeszcze powtórzywszy sobie w myśli wszystkie zarzuty, jakie jej czynił, przypomniał sobie patrząc na przechodzące kobiety, jak ona była piękna i pociągająca. Jak tylu innych, nie przyznających się do tego, wyczekiwał ciągle jakiegoś stosunku niebywałego, uczucia wyjąt-