Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pan nigdy nie jest zadowolony.
— Czasem jednak. Ale dziś, zdaje mi się, że mam rację do niezadowolenia.
— Czemu?
— Sam nie wiem.
— Pójdźmy zobaczyć.
Gdy stanęli przed obrazem dwie wiejskie dziewczyny kąpiące się w strumyku — grupa widzów oglądała go już, pełna podziwu. To ją uradowało i całkiem cicho szepnęła:
— Ależ to prześliczne, cacko prawdziwe. Nigdy nie stworzyłeś nic piękniejszego.
Otarł się o nią, przejęty miłością, wdzięcznością za każde słowo uśmierzające cierpienie, kojące ranę.
I błyskawicznie przebiegały mu po głowie myśli, utwierdzające go w przekonaniu, że ona ma słuszność, właśnie ona, umiejąca patrzeć inteligentnemi oczyma paryżanki. Dla odpędzenia obaw, zapomniał nagle, że sam przecież od lat dwunastu zarzuca jej upodobanie w sztuczności, przecenianie subtelności, wytwornych uczuć i odcieni, będących właśnie w modzie, bez należytego uwzględnienia sztuki, sztuki czystej, wolnej od idei, tendencyj i przesądów światowych.
Pociągnął ją dalej, mówiąc: Oglądajmy dalsze, Długo oprowadzał ją po salach, wskazując płótna wybitniejsze, tłómacząc znaczenie, szczęśliw pośród tych dwóch kobiet, szczęśliw przez nie.
Wtem hrabina zagadnęła:
— A która to godzina?