Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Podśpiewywał sobie, miał ochotę biegać, najchętniej byłby skakał poprzez ławy, tak się jakoś czuł ożywionym. Paryż wydawał mu się promiennym, bardziej uroczym niż kiedykolwiek. „Stanowczo — mówił do siebie — wiosna posiada jednak czar odmładzający“.
Przeżywał jedną z tych chwil, kiedy umysł podniecony snuje swe rozważania z większą przyjemnością, oko widzi lepiej, wydaje się wrażliwszem i bystrzejszem, gdy patrzenie i odczuwanie sprawia nam radość żywszą, jak gdyby wszechmocna jakaś ręka odświeżyła wszystkie barwy ziemi, ożywiła ruchy istot, a w nas, niby w zegarze, który był przystanął, nakręciła od nowa sprężyny wrażliwości.
Chwytając spojrzeniem tysiące przedmiotów zajmujących, dumał: „I pomyśleć, że bywają chwile, kiedy mi brak tematu!“
Miał w tej chwili umysł tak bystry i jasnowidzący, że cała jego dotychczasowa twórczość wydawała mu się banalną, a przed oczyma duszy rysował się zgoła odmienny sposób wyrażania życia, prawdziwszy i oryginalniejszy. Nagle zdjęła go chęć powrotu i zabrania się do pracy, co skłoniło go do zawrócenia z połowy drogi i zamknięcia się w pracowni.
Zaledwie jednak znalazł się w pracowni, sam na sam z płótnem rozpoczętem, zapał, który dopiero co rozpalał mu krew, momentalnie go opuścił. Uczuł się znużonym i opadłszy na dywan, pogrążył się w marzeniach.