Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Więc się nie krępuj. Przy witamy się wieczorem, gdy wrócę.
Miał nadzieję, że może przecież będzie mógł wyjechać bez widzenia się z nią i złożenia na jej twarzy pocałunku fałszywego, który z góry już przyprawiał go o mdłości.
Lecz ona odpowiedziała:
— Chwileczkę tylko, a otworzę drzwi. Zaczekasz, aż się położę napowrót.
Słyszał szmer jej bosych stóp po dywanie, odsunięcie zasuwki u drzwi, następnie głos:
— Możesz wejść.
Wszedł. Siedziała na łóżku, a obok niej Roland, obrócony do ściany, z chustą fularową na głowie, spał uporczywie. Trzeba go było szarpać z całej siły, aby się zbudził. W dnie, kiedy wyjeżdżał na połów ryb, służąca, zbudzona znów o godzinie oznaczonej przez majtka Papagris, gwałtem wyrywała swego pana ze snu nieprzezwyciężonego.
Piotr, zbliżając się, patrzył na matkę; wydało mu się nagle, że nigdy jej jeszcze nie widział.
Podsunęła mu policzki, na których złożył dwa pocałunki, poczym usiadł na niskim krzesełku.
— Wczoraj wieczór zdecydowałeś się na tę wycieczkę? — spytała.
— Tak, wczoraj wieczór.
— Wrócisz na obiad?:
— Nie wiem jeszcze. W każdym razie nie czekajcie na mnie.
Przyglądał się jej z ciekawością, pełną zdumienia. To jego matka, ta kobieta! Cała ta twarz, widywana od dzieciństwa, odkąd tylko wzrok jego umiał rozróżniać, ten uśmiech, ten głos tak znany, tak bliski, wydały mu się nagle czemś nowym