Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wywał mu pożyczkę, która wszrosła do kilkuset franków, nigdy nie zwróconych i zapomnianych zapewne przez jednego i drugiego. Więc człowiek ten go kochał, zajmował się jego losem, skoro go obchodziły jego sprawy i kłopoty. A zatym... zatym... czemu cały majątek zapisał Janowi? Nie, nigdy nie okazywał żywszego przywiązania do młodszego, nie zajmował się nim goręcej, nie zdawał się być troskliwym o niego. A zatym... a zatym.... musiał mieć powód ważny, a tajemny zostawienia całego majątku Janowi.. całego majątku... a jemu nic.
Im dłużej nad tym myślał, im żywiej wszkrzeszał w pamięci lata ostatnie, tym bardziej nieprawdopodobnem, niewiarygodnem wydawało mu się to ostatnie, jaskrawe wyróżnienie młodszego brata.
I ból ostry, lęk niewypowiedziany, wtargnęły mu do piersi, szarpiąc sercem niby łachmanem na wietrze. Wszystkie sprężyny zdawały się pęknięte, a krew buchała weń falami, przyprawiając je o wstrząsy gwałtowne.
Półgłosem, jakby w zmorze sennej, mamrotał: „Trzeba wiedzieć prawdę, Boże wielki, trzeba wiedzieć prawdę.“
Zaczął się wgłębiać w czasy dawniejsze, kiedy rodzice mieszkali jeszcze w Paryżu. Ale twarze mu umykały, co też zamącało wspomnienia. Zaciął się przedewszystkim, by sobie odtworzyć Marechala z włosami jasnemi, kasztanowatemi, czy też czarnemi? Nie mógł jednak, gdyż twarz jego z lat ostatnich, twarz starcza, zatarła wygląd dawniejszy. Przypominał sobie tylko, że był szczuplejszy, miał ręce delikatne i często, bardzo często, przynosił kwiaty, gdyż ojciec powtarzał ustawicznie: — Znowu bukiet? Ależ mój drogi, to przecież szaleństwo zrujnujesz się przez te róże,