Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Podniosła swój kieliszek i dźwięcznym głosem, trochę zamglonym melancholją, powiedziała:
— Ja piję na cześć świętej pamięci pana Marechala.
Nastało chwilowe uciszenie, skupienie, jakby dla odmówienia modlitwy, a Beausire, mający komplimenta na pogotowiu, zauważył:
— Tylko kobieta potrafi być subtelną.
I zwracając się do ojca Rolanda, spytał:
— Kim właściwie był ów Marechal? Czy obcowaliście z nim tak blisko?
Stary, rozczulony winem, zaczął płakać i głosem zająkliwym opowiadał:
— Jak z bratem... to jeden z tych, jakich się nie napotyka w życiu po raz drugi... byliśmy nierozłączni... codziennie jadał u nas obiad... kupował nam bilety do teatru... tyle tylko panu powiem... tyle tylko... Przyjaciel, prawdziwy... prawdziwy przyjaciel... nieprawdaż, Ludwiko?
Żona odparła po prostu:
— Tak, był wiernym przyjacielem.
Piotr patrzył to na ojca, to na matkę, lecz rychło zmieniono temat rozmowy, a on zabrał się do picia.
Zakończenia tego wieczoru zgoła nie pamiętał. Podawano czarną kawę i likiery; przytym było dużo śmiechu i żartów. Koło północy się położył, z głową ciężką i bezładną. I spał jak bydlę do dziewiątej rano.