Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pochylił głowę, zabierając się znów do jedzenia.
Nie był głodny i nic mu nie smakowało.
Napadła go chęć ucieczki, chęć znalezienia się poza tem towarzystwem, by nie słuchać już ich rozmów, żartów i śmiechów.
Ojciec Roland tymczasem, którego świadomość zakłócały już opary wina, zapomniał o przestrogach syna i słodkiem, czułem spojrzeniem obejmował niemal jeszcze pełną flaszkę szampana, stojącą obok jego talerza. Nie śmiał jej tknąć z obawy usłyszenia nowego kazania, rozmyślając, jakim podstępem uśpić czujność Piotra. I rzeczywiście wpadł na pomysł, możliwie najprostszy: ujął butelkę jakby od niechcenia i wyciągnąwszy ramię ku drugiej stronie stołu, napełnił przedewszystkim próżny kieliszek doktora: następnie nalewał wszystkim innym, a gdy kolej przyszła na niego, zaczął perorować bardzo głośno, iż każdy byłby przysiągł, że tylko przez roztargnienie napełnia sobie kieliszek. Nikt zresztą nie zwracał na to uwagi.
Piotr nie myśląc co czyni, pił wiele. Nerwowy i podrażniony, co chwila ruchem bezwiednym ujmował podłużny kielich kryształowy, w którym musował płyn przejrzysty. I zwolna wysączał go do ust, by czuć na języku delikatny, słodkawy, trochę szczypiący smak ulatniającego się gazu.
Stopniowo miłe ciepło wnikało mu w ciało. Wychodząc z brzucha, będącego niejako ogniskiem, wznosiło się do piersi, obejmowało członki, rozchodziło się po całym ciele, niby fala letnia i dobroczynna, wnosząc z sobą radość. I czuł się lepiej, mniej zniecierpliwiony i niezadowolony, a postanowienie rozmówienia się z bratem tegoż samego wie-