Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Roland, podnoszący właśnie szklankę, postawił ją na stole i spytał:
— A to dlaczego?
Od dłuższego już czasu skarżył się na swe zdrowie, na ociężałość, zawroty głowy i stałe jakieś dolegliwości.
Doktór odparł:
— Dlatego, że kula pistoletu może przelecieć mimo człowieka, gdy szklanka wina idzie prosto i niezawodnie do brzucha.
I co?
— I pali w żołądku, draźni system nerwowy, utrudnia krążenie krwi i przgotowuje apopleksję, grożącą ludziom takiego temperamentu jak ojciec.
Potęgujące się upojenie byłego złotnika paryskiego, pierzchło nagle, jakby za podmuchem wiatru; niespokojnemi, szklanemi oczyma wpatrywał się w syna chcąc zrozumieć czy to nie żarty.
Ale Beausire zawołał:
— Ach ci przeklęci lekarze, zawsze tacy sami. Nic jedz, nie pij, nie kochaj, nie tańcz, bo to szkodzi twemu zdrowieczku. Otóż doktorze, wiedz, że ja to wszystko robiłem, we wszystkich częściach świata, zawsze i ile tylko się dało, a jednak czuję się jakoś niezgorzej.
Piotr odparł cierpko:
— Przede wszystkiem pan, kapitanie, jesteś silniejszy od mego ojca; a zresztą wszyscy bonvivanci mówią taksamo, aż.... pewnego dnia niemogą już przyznać lekarzowi: „Miał pan słuszność“. Gdy patrzę jak ojciec mój postępuje w sposób najgorszy i najszkodliwszy dla swego zdrowia, całkiem to chyba naturalne, że go ostrzegam. Byłbym złym synem, gdybym tego nie zrobił.
Rolandowa zrozpaczona wtrąciła: