Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

razowym wysiłkiem, a „Perła“ mknęła ku wybrzeżu. Ojciec Roland siedząc na przedzie, by całą ławę tylną zostawić paniom, aż się zadyszał od ciągłej komendy: — Powolniej pierwszy, szybciej drugi! Lecz pierwszy podwoił jeszcze sił, a drugi nie mógł nadążyć w tym wiosłowaniu bezładnym.
Wreszcie ojciec zakomenderował: stać! Obydwa wiosła podniosły się równocześnie, a Jan, na rozkaz ojca, sam wiosłował przez parę chwil. Od tej chwili wybił się na plan pierwszy; rozgrzał się rozmachał, gdy Piotr, wyczerpany poprzednim nadmiernym wysiłkiem, dyszał osłabiony. Cztery razy z rzędu ojciec kazał przystawać, by starszy syn złapał tchu i wiosłował rytmicznie. A doktor, któremu pot występował na czoło, całkiem blady, upokorzony i wściekły, mruczał:
— Nie wiem, co mi się dzieje, ale czuję ustawiczny skurcz serca. Z początku szło mi doskonale, aż to mnie raptownie podcięło.
Jan spytał:
— Może wolisz, bym wiosłował sam?
— Nie, dziękuję, to minie.
Matka zmartwiona rzekła:
— No patrz, Piotrze, poco się tak forsowałeś; wszak nie jesteś dzieckiem.
Wzruszył ramionami i znów zaczął wiosłować.
Pani Rosemilly zdawała się nic nie widzieć, nie rozumieć, nie słyszeć. Jej mała główka jasnowłosa wykonywała za każdym pochyleniem się łódki nagły i wdzięczny ruch w tył, rozwiewający jej delikatny puch włosów na skroniach.
Nagle ojciec Roland zawołał:
— Patrzcie, oto „Southampton“ nas dopędza.
I wszyscy spojrzeli we wskazanym kierunku. Podłużny, niski, z dwoma kominami w tył przechylony