postać, odbijającą się w lustrze, zdumiony, że jest naprawdę tak ładnym chłopcem. Uśmiechnął się zadowolony, złożywszy jeszcze swemu odbiciu głęboki, ceremonialny ukłon, należny ludziom wybitnym.
Znalazłszy się na ulicy, Jerzy Duroy zaczął się namyślać, co teraz z sobą począć. Miał chęć biegać, marzyć — iść przed siebie, układając plany na przyszłość i oddychać świeżem powietrzem nocy. Ale myśl o seryi artykułów, zamówionych przez Waltera, prześladowała go bezustannie, więc postanowił wrócić do domu i zabrać się do pracy.
Szybkim krokiem przez bulwary podążył na ulicę Borsault, do swego małego pokoiku. Dom sześcio-piętrowy zapełniony był dwudziestoma małemi mieszkaniami rzemieślników i biedniejszych urzędników. Doznał obrzydzenia, wchodząc na te schody, oświetlone jedynie jego woskową zapałką. Stopnie były zabłocone, a na nich walały się kawałki papieru, resztki papierosów lub obierzyny kuchenne. Uczuł gwałtowne pragnienie ucieczki z tego brudu i zamieszkania w pięknym domu, ze schodami, wyłożonymi dywanem. Ciężkie wyziewy kuchenne