Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/546

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nią kochanek. To jego oczy, jego czoło, jego wyraz twarzy, jego postać tak wyniosła i zimna!
— Jezu! Jezu! Jezu! — szeptała, lecz na usta jej nasuwało się mimowoli imię Jerzego.
Naraz pomyślała, że w tej samej chwili, on trzyma może w objęciach jej córkę. Jest z nią sam na sam w jakimś pokoju. On! on! z Zuzanną!
— Jezu!... Jezu! — powtarzała, lecz myśl jej była przy nich... przy córce i jej kochanku! Byli sami, sami w pokoju... i w nocy. Widziała ich. Widziała ich tak wyraźnie, że zamiast obrazu, oni stali przed nią. Uśmiechali się do siebie. Ściskali. Pokój był ciemny, a łóżko przygotowane do spania. Podniosła się, by pójść do nich, chwycić córkę za włosy i wyrwać ją z tego uścisku. Tę córkę znienawidzoną, chciała chwycić za gardło, udusić, — córkę oddającą się temu człowiekowi!
Wyciągnęła ku nim ręki i dotknęła płótna. Trąciła nogi Chrystusowe. Wydała krzyk przeraźliwy i padła na ziemię. Świeca wywrócona, zgasła.
Co się potem stało? Śniła długo o rzeczach dziwnych i strasznych. Jerzy i Zuzanna przesuwali się ciągle przed oczami, splecieni z Chrystusem, błogosławiącym ich miłość ohydną!
Czuła, że nie jest w swoim pokoju. Chciała wstać, uciec, lecz nie mogła. Napadło ją jakieś odrętwienie, krępujące członki, nie pozwalające