Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/499

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zyskując te pieniądze dla ciebie. Masz, weź je przecież...
— Nie, nie przyjmę tych pieniędzy — bronił się.
— Ach! to ty tak ze mną postępujesz! — krzyknęła. — Ależ te pieniądze są twoje, tylko twoje! Jeśli ich nie przyjmiesz, rzucę je do kanału. Ty mi tego nie zrobisz, Jerzy.
Wziął pakiecik i wsunął go do kieszeni.
— Trzeba wracać — rzekł. — Nabawisz się jeszcze zapalenia płuc.
— Tem lepiej — rzekła. — Ach! gdybym mogła umrzeć!
Pochwyciła go za rękę i ucałowawszy ją z namiętnością, graniczącą z szaleństwem, uciekła w stronę pałacu.
Powoli wracał aleją, całkowicie zatopiony w myślach. Gdy wchodził do cieplarni, trzymał już głowę wysoko, promieniał uśmiechem.
Nie zastał tu już ani żony, ani ministra. Tłum również się przerzedził. Widocznem było, iż mało kto pozostanie na balu. Spostrzegł zdała Zuzannę ze siostrą. Podeszły do niego, zapraszając do pierwszego kontredansa z hrabią de Latour-Yvelin.
— Cóż to za jeden? — zapytał zdziwiony.
— To nowy przyjaciel mojej siostry — złośliwie objaśniała Zuzanna.
Róża, czerwieniąc się, rzekła: