Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/407

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jestem zgubiona! — wyrzekła głosem cichym i złamanym, podobnym do jęku.
Omal się nie roześmiał. Jakie mógł nadużyć w tem miejscu? A zużywszy już cały zasób namiętnych frazesów, położył jej rękę na swem sercu i spytał:
— Czuje pani, jak ono bije?
Lecz od kilku minut słyszeli miarowe kroki spacerującego jegomościa, który okrążywszy ołtarze, skierował się znowu ku małej nawie po prawej stronie. Krok i zbliżały się coraz bardziej, a gdy nareszcie doszły do filara, zasłaniającego klęczącą parę, pani Walter, wyrwawszy palec z uścisku Jerzego, ponownie zakryła twarz rękami.
Pozostali tak oboje na klęczkach nieruchomi, jak gdyby zasyłali do nieba prośby wspólne a gorące. Otyły jegomość przeszedł tuż obok klęczącej pary i rzuciwszy na nią spojrzenie obojętne, oddalił się w stronę kruchty, wciąż trzymając kapelusz w rękach, skrzyżowanych na plecach.
— Gdzież zobaczę cię jutro? — spytał Jerzy, pragnąc bądź co bądź otrzymać schadzkę dogodniejszą, niż w kościele.
Kobieta milczała. Klęczała jak zmartwiała, zmieniona w posąg modlitwy.
— Czy chcesz, bym cię spotkał jutro w parku Monceau?