Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/403

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W gębi świątyni, w pobliżu chóru, rozlegały się wciąż powolne krok i spacerującego łysego jegomościa.
Ktoś wszedł. Jerzy odwrócił się nagle. Była to jakaś wieśniaczka, w wełnianej spódnicy, kobieta biedna, która, rzuciwszy się na kolana przy pierwszem lepszem krześle, trwała jakby nieruchoma, ze skrzyżowanymi palcami, wzrokiem wlepionym w niebo, duszą zatopioną całkowicie w modlitwie.
Du Roy przyglądał się jej uważnie, zapytując sam siebie, jakie zmartwienie, jaki ból, jaka rozpacz zakłócać mogła to maluczkie serce ludzkie. Była zrozpaczona, to było widoczne. Może ma męża, bijącego ją niemiłosiernie, a może dziecko umierające.
Biedne stworzenia, myślał w duchu. Więc istnieją ludzie, którzy cierpią naprawdę? Opanowała go wściekłość przeciw nielitościwej naturze. Pocieszył się jednak natychmiast myślą, że głupcy ci wierzą przynajmniej, iż tam, w górze opiekują się nimi i, że ich położenie społeczne, zarejestrowane w niebie, zrównoważy długi z dochodami.
Tam, w górze? Gdzież to? Jakie to wszystko głupie — szepnął, pogrążony w marzeniu, wywołanem ciszą kościelną. Jakie to głupie — powtórzył.