Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/378

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Obecna tu pani Walter, uważając ten przydomek za nader odpowiedni — przerwał gospodarz.
— Tak — potwierdziła pani Walter, czerwieniejąc.
— Wyznają, iż gdybym pana znała lepiej, zrobiłabym jak mała Lorka, nazywając go Bel-Ami. Przydomek ten bardzo panu przystoi.
— Alei pani, proszą, racz mnie tak nazywać — odpowiedział ze śmiechem.
— Nie. Zbyt mało się znamy — odparła, spuszczając oczy.
— Pozwól mi pani mieć nadzieją, iż poznamy się bliżej — odrzekł.
— Wiec wtedy zobaczymy — odpowiedziała.
Zaczęli zstępować po wąskich schodkach, oświetlonych jedynym gazowym płomieniem. Kontrast gwałtowny słonecznego dnia z tą żółtawą jasnością miał w sobie coś niezwykle ponurego. Zapach piwniczny wznosił się ku tej krętej drabinie, zapach rozgrzanej wilgoci i spleśniałych, oczyszczonych chwilowo murów, do czego przyłączał się jeszcze zapach benzoesu, przypominając uroczystości kościelne, a z tem wszystkiem znowu spływały się kobiece perfumy, werwena, irysy i fiołki.
Z podziemia dolatywały głośne gwary, szmer tłum u podnieconego.