Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Spostrzegłszy jednak karetą zamkniętą, kazał natychmiast spuścić daszek.
— Alei, zaziębisz się — protestowała żona. — To prawdziwe szaleństwo.
— Nie, czuję się daleko lepiej — nalegał.
Jechali naprzód temi cienistemi, wijącemi się wciąż pomiędzy dwoma ogrodami alejami, które czynią z Cannes rodzaj angielskiego parku, następnie skręcili na drogę, prowadzącą do Antibes i biegnącą nad samem morzem.
Forestier dawał różne objaśnienia, w miarę miejsc przebywanych. Wskazał naprzód willę, należącą do jakiegoś hrabiego z Paryża, potem wyliczał nazwiska innych. Był wesoły, tą wymuszoną, sztuczną, nietrwałą wesołością skazańca. Wskazując na okolicę, podnosił palec, gdyż do podniesienia ręki nie miał sił.
— Ot, widzisz, tam leży wyspa Świętej Małgorzaty i zamek, w którym się ukrywał Bazaine. Że też nie zniszczą pamiątki tak hańbiącej!
Następnie przeszedł do innych wspomnień pułkowych i wyliczał nazwiska, przypominające im różnorodne historye. Nagle droga skręciła w inną stronę, odsłaniając całą zatokę Juan, z białą wioską w głębi i cyplem Antibes.
— Ach! eskadra! patrz, eskadra! — wykrzyknął Forestier z dziecinną radością.
W istocie, w pośrodku olbrzymiej zatoki