Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zapowiedziano wreszcie obiad, który wydał się Jerzemu nieskończenie długim. Nie rozmawiano wcale, jedzono w milczeniu, robiąc gałki z chleba w chwilach czekania na potrawy. Służący usługiwał jakby przesuwający się cień; Forestier nie znosił teraz najlżejszego skrzypnięcia obuwia, więc służący chodził w pantoflach. Jedynie ruch zegarowego wahadła przerywał miarowo panującą tu ciszę.
Zaledwie skończono obiad, Duroy pod pozorem zmęczenia usunął się do swojego pokoju i wsparty o poręcz okna, wpatrywał się w jasną pełnię księżyca. Jakby glob jakiej olbrzymiej lampy, rzucała ona na białe mury rozsypanych will jasność chłodną i przyćmioną, zasiewając znów morze jakby łuską ruchomą, łagodną i błyskotliwą.
Duroy myślał pod jakimby pozorem mógł wyjechać natychmiast, wynajdując zmyślone powody, telegramy lub wezwanie Waltera. Zbudziwszy się jednak nazajutrz, uznał, że ucieczka jest stanowczo niemożliwą, gdyż panią Forestier niełatwo wywieść w pole, a on straciłby niepowrotnie wszelkie korzyści poświęcenia.
— Ach, do licha! to nudne! ale cóż począć? Musi się przebywać w życiu okresy przykre. Zresztą, nie potrwa to zbyt długo!...
Czas był prześliczny. Niebo okryte było szafirem, owym szafirem południa, napełniają-