Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chwili milczenia — przypomina mi, iż mam stąd odejść... odejść niezadługo... za kilka dni może. To okropne... Nie zobaczę już potem nic... nic z tego, co mnie w tej chwili otacza... naj< mniejszego przedmiotu... szklanek... talerzy... łóżek, gdzie się tak wygodnie spoczywa... pojazdów... Jak to przyjemnie wyjeżdżać wieczorem na spa^ cer... Jak ja to wszystko lubiłem!
Palcami obu rąk wykonywał ruchy lekkie, nerwowe, na poręczy fotelu, jakby grał na fortepianie. Każdorazowe zaś umilknięcie przykrzejsze było jeszcze od słów, gdyż kazało się domyślać okropnych, rozpaczliwych myśli chorego.
Duroy przypomniał sobie nagle, co mówił do niego Norbert de Varenne przed kilku tygodniami:
— Ja widzę nieraz śmierć tak blisko siebie, że chciałbym dosięgnąć ją ramieniem i odrzucić gdzieś daleko... Odnajduję ją wszędzie, na kaźdym kroku. Widzę ją w zmiażdżonych na ulicy owadach, w liściach opadających, w srebnym włosie na brodzie mego przyjaciela i wówczas z piersi mojej wyrywa się wściekły okrzyk: „Oto ona, śmierć!“
Nie rozumiał go wówczas; teraz jednak, patrząc na Karola, wiedział już, co to znaczy. Odczuł nagle przenikający go straszliwy, nieznany dotąd niepokój i oto zdało mu się, iż