Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

górku. Przeważał mocny zapach żywicy i cierpki smak eukaliptusu.
Forestier pił powietrze oddechem krótkim, gorączkowym.
— Zamknij okno — rzekł znowu cicho, głosem syczącym od wściekłości.
— To mi szkodzi. Wolałbym zdechnąć w jakim lochu!
Żona powoli zamknęła okno i z czołem przyłożonem do szyby, patrzyła w dal.
Duroy zakłopotany, chciał coś powiedzieć do chorego, uspokajać go, lecz nie mógł znaleźć nic odpowiedniego.
— Więc nie czujesz się tu lepiej? — spytał wreszcie.
— Widzisz przecie — odpowiedział Karol, wzruszając niecierpliwie ramionami i ponownie chyląc głowę.
— No, ale w każdym razie przyjemniej tu, niż w Paryżu — począł znów Duroy.
— Tam, jeszcze kompletna zima. Ustawicznie pada śnieg, grad, albo też deszcz drobniutki, a o trzeciej po południu jest już tak ciemno, że trzeba zapalać światła.
— Co nowego w dzienniku? — zapytał Forestier.
— Nic właściwie. Na twego zastępcę wzięto małego Lacrin’a z dziennika Voltaire; nie jest jednak dość wytrawny. Trzeba, byś wracał rychło.