Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W myśli powtarzał nieustannie jak modlitwę:
— Gdy zakomenderują ognia, podniosę rękę.
Następnie zaprowadzono go aż do wbitych w ziemie lasek i dano mu do ręki pistolet. Wówczas spostrzegł stojącego tu i prawie przed nim małego, pękatego, łysego i patrzącego nań przez okulary człowieka. Był to jego przeciwnik.
Widział go doskonale, ale umysł jego zajęty był jedyną tylką myślą:
— „Gdy zakomenderują ognia, podniosę rękę.“
— Czy panowie już gotowi? — zagrzmiał naraz, przerywając głęboką, panującą tu ciszę, jakiś głos, zdający się przychodzić zdaleka.
— Tak! — krzyknął Jerzy.
Nie słyszał nadto nic więcej, nie wiedział, nie zdawał sobie z niczego sprawy; czuł tylko, ze podnosi rękę i naciska z całej siły na cyngiel.
Nie słyszał nic.
Widział jednak lekki dymek, wydostający się z lufy jego pistoletu; a ponieważ człowiek z przeciwka stał prosto na miejscu; w tej samej postawie, dostrzegł również maleńką, białawą chmurkę, rozwiewającą się nad głową przeciwnika.
Strzelili obydwaj. Było już po wszystkiem.