Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zwrócił się ku łóżku i ujrzał się leżącym na wznak na tychże samych prześcieradłach. Widział zapadłą twarz nieboszczyka i śmiertelną bladość ręki, która już nigdy nie miała się poruszyć.
Strach go znów ogarnął na widok tego łóżka i nie chcąc na nie patrzeć, otworzył okno i spoglądał na ulicę.
Lodowate zimno wstrząsało nim od stóp do głowy; cofnął się w głąb pokoju.
Przyszło mu na myśl zapalić ogień. Rozniecił go powoli, nie patrząc nawet. Ręce, którem i dotykał potrzebnych przedmiotów, drżały mu lekko. Myśli wirowały w czaszce, urywały się, stawały się niepewne i bolesne; zamęt szalony panował w jego umyśle — był jakby pijany.
— Co ja mam począć? co się ze mną stanie? — zapytywał się ustawicznie. — Trzeba być odważnym, bardzo odważnym — powtarzał wciąż machinalnie, chodząc po pokoju. — Muszę napisać do rodziców na wszelki wypadek — zadecydował nareszcie.
Usiadł przy stoliku i wziąwszy ćwiartkę listowego papieru nakreślił:

„Kochany ojczulku i kochana mateczko“.

Uznał jednak, że zanadto to pieszczotliwie, w położeniu tak tragicznem. Rozdarł ćwiartkę i rozpoczął na nowo: