Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nu — przemówił — i rad bardzo jestem, iż pana mogą poznać!
Duroy zbliżył się do gospodarza, przybrał wyraz twarzy najbardziej dobroduszny i z przesadną serdecznością ścisnął podaną sobie rękę. Usiadłszy jednak, nie wiedział, co ma powiedzieć.
Pan de Marelle dołożył do kominka kawał drzewa i spytał:
— Czy dawno zajmuje się pan dziennikarstwem?
— Zaledwie od kilku miesięcy.
— Ach! to pan szybko awansuje!
— Tak, dosyć.
I zaczął mówić na chybił trafił, nie zastanawiając się wcale nad tem, co mówi, posiłkując się wszystkiemi banalnościami, jakiemi posługują się często ludzie zupełnie się nie znający. Powróciła mu zwykła pewność siebie, a nawet bawiła go ta rozmowa. Przypatrywał się poważnej i nakazującej szacunek twarzy pana de Marelle i miał ochotą w głos się roześmiać:
— Przyprawiłem ci rogi, mój stary! przyprawiłem ci rogi! — myślał.
Odczuwał pewne tajemne występne zadowolenie, jakąś złodziejską radość, że go nie przychwycono i nie podejrzywano, radość rozkoszną, chytrą. Przyszła mu nawet chęć zaprzyjaźnienia się z tym człowiekiem, zyskania jego