Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/342

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się i ukryła twarz w poduszkach, łkając. Krzyknęła głośno, gdyż rozpacz ogarnęła jej duszę. Każde uderzenie serca, które czuła w skroniach, dźwięczało jej nieustannie, jak owo jedyne po stokroć powtarzane słowo: Paweł!... Paweł!... Paweł!...
Zasłoniła rękami uszy, aby więcej nie słyszeć, ukryła głowę pod kołdrą, a mimo to w piersi jej dźwięczało ciągle w każdem uderzeniu serca to imię nieuciszone!
Pielęgniarka obudziła się i zapytała:
— Czy pani jest chorą?
Krystyna odwróciła się, tonąc we łzach i szeptała:
— Nie, zasnęłam, śniło mi się coś i bałam się.
Nad ranem zasnęła. Gdy się po kilku godzinach snu ocknęła, nadszedł Andermatt, prowadząc z sobą panią Honorat.
Gruba jejmość, zachowywała się całkiem familiarnie; usiadła przy łóżku, ujęła Krystynę za ręce i wypytywała, jak lekarz. Potem, zadowolona z odpowiedzi, oświadczyła:
— No, Bogu dzięki, wszystko idzie dobrze. Zwracając się do pielęgniarki, rzekła:
— Pani może odejść, zadzwonię, gdy panią będziemy potrzebować.
Krystyna, która przezwyciężyła już swą odrazę, odezwała się do męża: