Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rozmawiano z nią, ona odpowiadała bardzo cichym, stłumionym głosem. Nagle twarz Andermatta pochyliła się ku niej, a on odezwał się:
— Ona żyje, mamy córkę!
Krystyna wyszeptała:
— O, mój Boże! A więc miała dziecko, dziecko, które będzie rosło i będzie dużem, dziecko Pawła! I brała ją ochota na nowo krzyczeć, tak krajało się jej serce pod wrażeniem tego nieszczęścia. Miała córkę. Ona nie chciała tego, nie chciała jej widzieć, nie chciała jej dotykać.
Dziecko zostało spowite, opatrzone, poczem je serdecznie ucałowano. Kto? Jej ojciec i jej mąż prawdopodobnie, ona nie wiedziała zresztą. Ale on, gdzie on był, co on robił? Jakże byłaby szczęśliwą w tej godzinie, gdyby ją choć cokolwiek kochał.
Czas upływał, godziny następowały po sobie, a ona nie mogła odróżnić dnia od nocy, albowiem myśl jej zajęta była tylko jednem palącem pytaniem: kocha inną!
Nagle powiedziała sobie: a gdyby to było nieprawdą? Jakżeż to możliwe, abym nie usłyszała o zaręczynach tych pierwej, niż doktor. Potem rozmyślała i przypuszczała, że umyślnie zatajono to przed nią i że Paweł o to się postarał. Oglądała się po pokoju, kto jest przy niej. Jakaś nieznajoma jejmość czuwała przy