Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

spotkam kilku moich znajomych. Wrócę wieczorem i przyjdę do ciebie, ażeby się o wszystkiem dowiedzieć.
Wieczór w Royal był wesoły. Spotkał tam przyjaciół w towarzystwie pań. Obiad przeciągnął się długo. Wrócił późno.
Wszyscy w hotelu Mont-Oriol już spali, kiedy Gontran zapukał do drzwi Andermatta.
Z początku nikt nie odpowiadał; później, po chwili gwałtowniejszego pukania, odezwał się z wewnątrz głos zaspany:
— Kto tam?
— Ja, Gontran.
— Poczekaj, zaraz otworzę.
Andermatt zjawił się w nocnej koszuli, z odkrytą zarośniętą piersią, ze skłaczonym podbródkiem, z głową owiniętą fularem. Otworzywszy, wrócił do łóżka, usiadł i wyciągnąwszy ręce na kołdrze, rzekł:
— Jakoś niegładko idzie, mój kochany. Badałem tego starego lisa Oriola, nie mówiąc naturalnie o tobie — mówiłem tylko jeden z moich przyjaciół — dałem mu do zrozumienia, że to Bretigny pragnąłby się oświadczyć o jednę z córek i radby wiedzieć, jaki posag za nią dostanie. Zapytał mnie wzajemnie, jaki jest majątek młodego człowieka, a ja oznaczyłem go na trzykroć sto tysięcy franków, plus nadzieje.