Z Cezaryną nie byłam już poufale. Od ślubu Pawła i swego, usta jéj były zapieczętowane, postać stała się niezbadaną. Nie miała się dobrze; było dla mnie jedyną wskazówką wielkiego zawodu, znoszonego odważnie. Muszę wyznać, że podczas tego okresu wysiłków, dla zapomnienia o swéj ranie czy dla ukrycia jéj, była istotnie kobietą silną, za jaką zawsze się podawała, i że podziwiając ja, uczułam w sobie obudzenie się czułości dla nijé, boleści, którą sprawiało mi jéj cierpienie, poświęcenia, które skłaniało mię do ulżenia jéj z poświęceniem swych upodobań i wolności.
Zaledwie miałam czas napisać do Pawła. On sam niewiele pisał do mnie. Przybyło mu jeszcze pracy z powodu wejścia w nowe atrybucye, w które wtajemniczyć się musiał. Żona jego była szczęśliwą, dziecko miało się dobrze. Niczego więcéj, jak mówił nie pragnął. P. de Valboune pisywał do pana Dietricha raz na tydzień, powiadamiając go o ciągłém kołysaniu się polepszeń i pogorszeń, przez jakie przechodził p. de Rivonnière. Mniéj mu szkodziła zmiana miejsca niż odpoczynek; przebiegał Szwajcaryę z małemi przestankami. Cezarynę wielce, zdawało się, obchodziły te listy, ale odpowiedzi na nie pisywał tylko p. Dietrich. Markizie z trudnością przychodziło ukryć nieprzezwyciężony wstręt, jakim ją przejmował od pewnego czasu p. de Valboune.
Po dwu miesiącach walki, Cezaryna otrzymała zwycięztwo i ojciec jéj został wybrany znakomitą większością głosów. Rozwinęła ona żarliwą działalność i delikatną zręczność, o któréj mówiono
Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/250
Wygląd
Ta strona została przepisana.