Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

panum, że zamiatały nam stajnie. Bawiłem się niemi wśród szturmu, gdy dachy zlatywały nam na głowy, gdy pociski gwizdały wokoło... Ale ta, Spendiusie, ale ta jedna!...
Niewolnik przerwał:
— Gdybyż ona nie była córką Hamilkara...
— Nie — zakrzyknął Matho — ona nie jest ziemską córką. Widziałeś te jej wielkie oczy pod szeroką brwią błyszczące jak słońca pod triumfalnemi lukami. Przypomnij sobie, gdy ona się ukazała, pochodnie pobladły, diamenty gasły przy jej odsłonionej piersi. Czuć było za nią woń świątyń i coś wionęło z całej jej istoty upajającego jak wino, a strasznego jak śmierć. Ona szła przecież i zatrzymała się..
Tu zamilkł z rozwartemi usty, spuszczoną głową i utkwioną w jeden punkt źrenicą:
— Ależ ja jej pragnę, mnie jej potrzeba, ja umrę bez niej. Na samą myśl ujęcia jej w swoje ramiona szalona radość mnie ogarnia, a przecież ja ją nienawidzę, Spendiusie, chciałbym ją bić!! Lecz cóż począć, mam ochotę się sprzedać, ażeby zostać jej niewolnikiem. Ty nim byłeś, ty mogłeś patrzeć na nią, ach mów mi o n iej! Wszak każdej nocy ona schodzi na taras swego pałacu. Wtedy kamienie muszą drżeć pod jej stopami i gwiazdy zwieszać się z obłoków, aby spojrzeć na nią.
Wpadł w wściekłość, rycząc jak byk zraniony. Potem znów powtarzał jej śpiew: „I przebywał las, goniąc za niewieścim potworem, którego ogon przemykał po zeschłych liściach jak potok srebrzysty“. Wyciągając głos swój, naśladował Salammbo i przebierał lekko palcami po powietrzu, jak gdyby po strunach liry.
Na całą pociechę Spendius powtarzał mu swoje