Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/361

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wypuszczano na niego rurkami krople wrzącej oliwy, rozsiewano szkło tłuczone pod bose nogi. On przecież szedł dalej. Ale w zakącie ulicy Sateb przyparł do muru pod wystawą sklepu jakiegoś i nie poruszał się dalej.
Wtedy niewolnicy Rady uderzyli nań biczami ze skory hipopotama tak gwałtownie i długo, że frendzle ich tunik skropiły się potem zmęczenia. Matho był nieczuły, aż nakoniec zerwał się znowu i popędził cwałem, szczękając zębami, jak to robią ludzie doznający wielkiego zimna. Przebył liczne ulice, Targowisko jarzyn i wpadł na plac Khamona.
Tam już należał tylko do kapłanów, niewolnicy odsunęli cisnący się lud, zrobiło się przestrzeniej. Matho spojrzał koło siebie i napotkał wzrokiem Salammbo.
Od pierwszego kroku, jaki uczynił potępiony, dziewica powstała i mimowolnie stopniowo za jego przybliżaniem się postępowała na brzeg tarasu. Wkrótce otaczające przedmioty znikły jej z oczu i nie widziała nic więcej tylko Mathona. Jakaś cisza zaległa jej duszę, jakaś przepaść się otworzyła, w której świat cały niknął przed jednem wspomnieniem... jednem spojrzeniem... Ten człowiek, dążący ku niej, nęcił ją ku sobie niewypowiedzianie.
Nie było w jego postaci nie ludzkiego oprócz Oczu; zresztą słup czerwony bezkształtny, zerwane więzy spadały na nogi, ale nie można było rozróżnić żadnych muskułów w tych członkach odartych ze skóry. Usta szeroko otwarte, z zapadłych źrenic wydobywający się płomień, który w tej chwili zdawał się ją pochłaniać... Ten nędzny żył jeszcze i zbliżał się, aż przybył do stóp tarasu.
Salammbo przechyliła się za balustradę, jego okropne źrenice wpatrywały się w nią tak przerażająco... a w jej duszy stanęły wspomnienia tego wszyst-