Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

suffeta, gdyż służebnicy Molocha niecierpliwili się oczekiwaniem.
Hamilkar wydał krzyk, jakgdyby dotknął się rozpalonego żelaza, i zaczął na nowo przebiegać pokój jak szalony. Wreszcie oparł się łokciami na balustradzie i ścisnął dłońmi swe czoło.
Potem w naczyniu porfirowem zawierającem nieco czystej wody, służącej do obmywań Salammbo, suffet pomimo wstrętu i dumy zanurzył dziecię i niby handlarz niewolników zaczął je czyścić szczotką oraz ziemią czerwoną. Następnie wziął dwa kwadraty purpury, z których jednym okrył piersi, a drugim plecy chłopca, spajając je ze sobą pięknemi spięciami z diamentów. Nalał perfum na jego głowę, otoczył szyję naszyjnikiem bursztynowym i włożył na nogi sandałki szyte perłami, czyste sandałki swej córki. Przy tej czynności trząsł się ze wstydu i wzruszenia, a Salammbo, starając się pomagać ojcu, była równie jak on bladą. Dziecię tylko uśmiechało się olśnione nieznanym przepychem, a nawet, ośmieliwszy się, zaczęło klaskać w ręce i skakać. Hamilkar wyprowadził chłopca z sobą, trzymając za rękę tak mocno, jakgdyby obawiał się go stracić; dzieciak doznawszy bólu zaczął płakać wydzierając się suffetowi.
Kiedy przechodzili koło ergastuli, z pod palmy dał się słyszeć głos smutnie błagający:
— Panie, o panie!
Hamilkar obrócił się i spostrzegł człowieka wstrętnej powierzchowności, jednego z nędzarzy tułających się przypadkiem koło domu.
— Czego chcesz? — zapytał.
Niewolnik, drżący cały, wyjęczał:
— Jestem ojcem tego dziecka...
Hamilkar nie zatrzymał się dłużej, a tamten biedak szedł za nim zgarbiony, zgięty, z głową wyciągnię-