Kiedy nazajutrz jurgieltnicy wrócili do swego dzieła, ujrzeli cały mur zasłany mnóstwem pak bawełny, płótna, poduszek, strzelnice pozasłaniane były matami, pośród zaś wysokich żerdzi widać było jeszcze widły i deski ustawione na kijach. Rozpoczął się znów dzielny opór.
Grube pnie drzew utrzymywane na linach, spadały i podnosiły się wgórę, uderzając w tarany. Wyrzucane haki zrywały dachy z domów, a ze szczytu wież spadały potokiem kamienie i głazy.
Nakoniec tarany zdołały rozbić bramę Khamona i Tagastańską, lecz Kartagińczycy zgromadzili tutaj taką ilość rozmaitych przedmiotów, że wrzeciądze nie puściły wcale.
Wtedy wymierzono przeciwko murom świdry, które wpadając w spojenia kamieni rozrywały je. Machiny były doskonale urządzone, tak, że od rana do wieczora funkcjonowały bez szwanku, z doskonałością i monotonją pracującego tkacza.
Spendius niestrudzonym był przy nich. On sam wiązał liny. Chcąc mieć zupełną zgodność w rzutach, przyciągano sznury, próbując pokolei, dopóki nie wydały jednakowego dźwięku. Były niewolnik stanąwszy na brzegu działa uderzał lekko nogą, przysłuchując się jak muzykant strojący lirę; a kiedy widział wznoszącą się wagę, kiedy cała machina trzęsła się za dotknięciem sprężyny, a kamienie i pociski leciały gęstym deszczem, on. pochylał się naprzód i wyciągał ręce w powietrze, jakgdyby chciał lecieć z niemi.
Żołnierze, podziwiając zręczność Greka, chętnie wykonywali jego rozkazy. Rozweselano się przy pracy żarcikami, nadając przezwiska machinom, naśladując winobranie, przemawiając do onagrów niby do osłów; „Nuże, tocz się żywo!” a do skorpjonów: „Hej, prze-
Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/273
Wygląd
Ta strona została przepisana.