Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ja już dochodzę stu lat — mówił — widziałem Agatoklesa, Regulusa i orły rzymskie na polach punickich. Widziałem okropności wojny i morze miotające szczątkami naszej floty. Barbarzyńcy, któremi dowodziłem, skuli — mnie, jak zbrodniczego niewolnika, towarzysze moi jedni po drugich giną wokoło mnie, przeraźliwa woń trupów budzi mnie po nocach. Odpędzałem drapieżne ptaki szarpiące ich zwłoki, a przecież nigdy jeszcze nie wątpiłem o Kartaginie; kiedy widziałem przeciwko niej wszystkie armje świata, a w oblężeniu morze płomieni ogarniające szczyty jej świątyń, jeszcze wierzyłem w jej nieśmiertelność. Dziś jednak czuję, że już wszystko skończone, wszystko przepadło... Bogowie ją opuszczają!! Przekleństwo tobie, która przyspieszasz upadek ojczyzny swoją sromotą!
Ona otworzyła usta.
— A ja byłem tam, — zawołał, — słyszałem cię drżącą z miłości, jak nierządnicę, i widziałem cię w jego objęciach! Lecz czemuż, kiedy taki szał cię ogarnął, nie skryłaś się w jaką ustroń przynajmniej, jak dzikie zwierzęta robią, ale przyszłaś tutaj roztaczać hańbę swoją przed oczami twego ojca.
— Jakto? — zapytała.
— Ach, więc nie wiesz o tem, że dwa obozy zaledwo sześćdziesiąt łokci są położone jeden od drugiego, i że twój Matho przez zbytek pychy umieścił się naprzeciw Hamilkara. Twój ojciec zatem jest blisko, i gdybym mógł przebyć ścieżkę, która prowadzi na platformę, zawołałbym na niego: „Pójdź, zobacz twą córkę w objęciach barbarzyńcy, jak się przystroiła welonem bogini, jak, oddając się nędznemu kochankowi, rzuciła pod jego stopy chwałę twego imienia, sławę bogów, zemstę ojczyzny i honor Kartaginy!”
Ruchy ust pozbawionych zębów wykrzywiały je-